51 min

Kaczyński zmęczony koalicjantami. Czy zrealizuje plan na przyspieszone wybory bez Ziobry i Gowina‪?‬ Stan Wyjątkowy

    • Komentarze na temat aktualnych wydarzeń

Telewizja Polska wsparła spiskowe smoleńskie teorie, emitując film Ewy Stankiewicz „Stan Zagrożenia”. Wydźwięk filmu jest jasny — katastrofę przeżyło kilka osób, a Rosjan należy podejrzewać o dobijanie rannych. Jednak to nie te spiskowe teorie, wsparte przez TVP, stały się przedmiotem awantury. Tak się złożyło, że awantura wybuchła wokół zaprezentowanych przelotnie w tym filmie zdjęć Ewy Kopacz z pracownikami moskiewskiego prosektorium, do których sama reżyserka nie przywiązuje wielkiej wagi. Czy to nie jest świadome odwracanie uwagi od niewygodnych dla PiS teorii Stankiewicz?
Obóz władzy nie chce problemów ze Smoleńskiem, bo ma już wystarczająco dużo kłopotów.
W mijającym tygodniu z porządku obrad Sejmu zdjęto chociażby projekt likwidacji Otwartych Funduszy Emerytalnych. Powód? Pieniądze z OFE miałyby trafić pod kontrolę człowieka premiera — Pawła Borysa. A na to absolutnie nie ma zgody ze strony Zbigniewa Ziobry, który robi wszystko, by szkalować Borysa i usunąć Morawieckiego.
W dodatku sędzia z nadania Ziobry zablokował możliwość zatrzymania sędziego Igora Tuleyi, który miał usłyszeć zarzuty ujawnienia tajemnicy. Jakaż to tajemnica? To tajemnica Ryszarda Terleckiego, znanego jako pierwszy hipPiS — jako w młodości był „dzieckiem kwiatem” i pozował do nagich fotek, a dziś jest twardym narodowym konserwatystą.
 
Czy TVP sfinansuje film o dobijaniu rannych w Smoleńsku?
Telewizja rządowa TVP zaprezentowała film Ewy Stankiewicz „Stan Zagrożenia” poświęcony katastrofie smoleńskiej. To obraz lansujący teorie spiskowe, choćby takie, że katastrofę przeżyło kilka osób. Tyle, że awantura nie wybuchła wokół tego typu spiskowych teorii Stankiewicz, które poprzez emisje filmu wsparła TVP. Awantura wybuchła wokół zaprezentowanych w filmie zdjęć Ewy Kopacz. Ówczesna minister zdrowia, która pojechała do Moskwy reprezentować polskie władze, opiekować się rodzinami smoleńskimi i czuwać nad sekcjami ofiar katastrofy smoleńskiej, fotografowała się z pracownikami moskiewskiego prosektorium — i to w dość swobodnym stylu. Pozowanie w prosektorium, zwłaszcza w obliczu takiej tragedii, nie było najlepszym pomysłem. Ale ważniejsze jest to, jak wyglądały relacje ówczesnych polskich władz z Rosją w pierwszych dniach po Smoleńsku. Ewa Kopacz pojechała do Moskwy 11 kwietnia, dzień po katastrofie smoleńskiej. Zabrała zespół lekarzy patomorfologów, by współpracowali z Rosjanami podczas identyfikacji ciał i sekcji. Ale niestety, nie wszystko w Moskwie wyglądało tak, jak powinno. W praktyce Kopacz została zostawiona sama sobie. Co prawda, na miejscu był z nią szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski, tyle, że od oglądania zwłok chodził zielony i nie stanowił większego wsparcia. Kopacz, które nie miała doświadczenia w relacjach międzynarodowych, a tym bardziej w relacjach z Rosją, nie udźwignęła tego ciężaru. Rosjanie robili więc, co chcieli, a Kopacz popełniła jeden, wielki błąd: udawała, że wszystko jest w porządku i mówiła rzeczy, które później okazały się nieprawdą. Słowa Ewy Kopacz o tym, że z wielką uwagą obserwowała pracę naszych patomorfologów ręka w rękę z Rosjanami, dementował później Andrzej Seremet, ówczesny prokurator generalny. Seremet przyznał, że kiedy polska delegacja pojawiła się w Moskwie, było już po sekcjach zwłok — Rosjanie zrobili je sami. Po powrocie do Polski natomiast, Ewa Kopacz złożyła w Sejmie deklarację, że cały teren katastrofy został dokładnie sprawdzony i przekopany na metr w głąb. Niedługo potem, stenogram jej wystąpienia został zmieniony. Jak się okazało, nie był badany cały teren katastrofy, a jedynie miejsca konkretnych znalezisk. Kiedy pojawiły się informacje o pomyleniu ciał ofiar i o tym, że w jednej trumnie znajdowały się szczątki kilku osób, mit współpracy z Rosjanami ostatecznie

Telewizja Polska wsparła spiskowe smoleńskie teorie, emitując film Ewy Stankiewicz „Stan Zagrożenia”. Wydźwięk filmu jest jasny — katastrofę przeżyło kilka osób, a Rosjan należy podejrzewać o dobijanie rannych. Jednak to nie te spiskowe teorie, wsparte przez TVP, stały się przedmiotem awantury. Tak się złożyło, że awantura wybuchła wokół zaprezentowanych przelotnie w tym filmie zdjęć Ewy Kopacz z pracownikami moskiewskiego prosektorium, do których sama reżyserka nie przywiązuje wielkiej wagi. Czy to nie jest świadome odwracanie uwagi od niewygodnych dla PiS teorii Stankiewicz?
Obóz władzy nie chce problemów ze Smoleńskiem, bo ma już wystarczająco dużo kłopotów.
W mijającym tygodniu z porządku obrad Sejmu zdjęto chociażby projekt likwidacji Otwartych Funduszy Emerytalnych. Powód? Pieniądze z OFE miałyby trafić pod kontrolę człowieka premiera — Pawła Borysa. A na to absolutnie nie ma zgody ze strony Zbigniewa Ziobry, który robi wszystko, by szkalować Borysa i usunąć Morawieckiego.
W dodatku sędzia z nadania Ziobry zablokował możliwość zatrzymania sędziego Igora Tuleyi, który miał usłyszeć zarzuty ujawnienia tajemnicy. Jakaż to tajemnica? To tajemnica Ryszarda Terleckiego, znanego jako pierwszy hipPiS — jako w młodości był „dzieckiem kwiatem” i pozował do nagich fotek, a dziś jest twardym narodowym konserwatystą.
 
Czy TVP sfinansuje film o dobijaniu rannych w Smoleńsku?
Telewizja rządowa TVP zaprezentowała film Ewy Stankiewicz „Stan Zagrożenia” poświęcony katastrofie smoleńskiej. To obraz lansujący teorie spiskowe, choćby takie, że katastrofę przeżyło kilka osób. Tyle, że awantura nie wybuchła wokół tego typu spiskowych teorii Stankiewicz, które poprzez emisje filmu wsparła TVP. Awantura wybuchła wokół zaprezentowanych w filmie zdjęć Ewy Kopacz. Ówczesna minister zdrowia, która pojechała do Moskwy reprezentować polskie władze, opiekować się rodzinami smoleńskimi i czuwać nad sekcjami ofiar katastrofy smoleńskiej, fotografowała się z pracownikami moskiewskiego prosektorium — i to w dość swobodnym stylu. Pozowanie w prosektorium, zwłaszcza w obliczu takiej tragedii, nie było najlepszym pomysłem. Ale ważniejsze jest to, jak wyglądały relacje ówczesnych polskich władz z Rosją w pierwszych dniach po Smoleńsku. Ewa Kopacz pojechała do Moskwy 11 kwietnia, dzień po katastrofie smoleńskiej. Zabrała zespół lekarzy patomorfologów, by współpracowali z Rosjanami podczas identyfikacji ciał i sekcji. Ale niestety, nie wszystko w Moskwie wyglądało tak, jak powinno. W praktyce Kopacz została zostawiona sama sobie. Co prawda, na miejscu był z nią szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski, tyle, że od oglądania zwłok chodził zielony i nie stanowił większego wsparcia. Kopacz, które nie miała doświadczenia w relacjach międzynarodowych, a tym bardziej w relacjach z Rosją, nie udźwignęła tego ciężaru. Rosjanie robili więc, co chcieli, a Kopacz popełniła jeden, wielki błąd: udawała, że wszystko jest w porządku i mówiła rzeczy, które później okazały się nieprawdą. Słowa Ewy Kopacz o tym, że z wielką uwagą obserwowała pracę naszych patomorfologów ręka w rękę z Rosjanami, dementował później Andrzej Seremet, ówczesny prokurator generalny. Seremet przyznał, że kiedy polska delegacja pojawiła się w Moskwie, było już po sekcjach zwłok — Rosjanie zrobili je sami. Po powrocie do Polski natomiast, Ewa Kopacz złożyła w Sejmie deklarację, że cały teren katastrofy został dokładnie sprawdzony i przekopany na metr w głąb. Niedługo potem, stenogram jej wystąpienia został zmieniony. Jak się okazało, nie był badany cały teren katastrofy, a jedynie miejsca konkretnych znalezisk. Kiedy pojawiły się informacje o pomyleniu ciał ofiar i o tym, że w jednej trumnie znajdowały się szczątki kilku osób, mit współpracy z Rosjanami ostatecznie

51 min