3 分鐘

Z przepaści #Co_dalej?

    • 基督教

Trwamy w pandemicznym kotle od ponad roku. Od ponad roku próbujemy prowadzić w miarę normalne życie w nienormalnym czasie. Tkwimy w zawieszeniu, czekając na koniec, po którym powinno przecież znowu być jak wcześniej. Jak zawsze.

Tymczasem najwyższy już czas, by zacząć myśleć, co będzie po pandemii. W jakim świecie się znajdziemy? Jakie będą jego główne problemy? Co możemy zrobić już dziś, z myślą o jutrze?

Te pytania bardzo mocno powinien postawić sobie Kościół: zarówno wspólnota jak i instytucja.

Kiedy kruszą się przyzwyczajenia pojawia się pytanie o sens. Po co to robię? Co to dla mnie znaczy? Czego potrzebuję? A może: czego nie potrzebuję? A może żyjąc po nowemu czuję się lepiej?

Niedawno trafiłam w necie na wpis o treści: Nie świętuję! To znaczy: nie myję okien, nie sprzątam, nie gotuję… itd. Pod wpisem mnóstwo wspierających komentarzy. Święto dla tych ludzi jest męczącym zwyczajem, który właśnie porzucili. Cóż. Porzucaniu męczącego zwyczaju chętnie przyklasnę. Martwi mnie, że nie widzą już pod nim żadnej treści. Żadnego powodu do radości. Sposób świętowania jest rzeczą wtórną, jeśli się wie, co się świętuje.

Nie, to nie pandemia będzie winna, że część ludzi do starych zwyczajów nie wróci. Ona tylko odsłoni pustkę tam, gdzie powinna być radość, nadzieja i wiara.

Może to dobrze, że odsłoni? Może to dobrze, bo pokaże prawdę? Nie tylko prawdę o nich, ale przede wszystkim o nas, którzy podobno wiemy, rozumiemy i wierzymy… Czy w ogóle chce nam się szukać tych, którzy zaginęli? Czy nam na nich zależy? A może bez nich wygodniej? Stawiali przecież trudne pytania, formułowali zarzuty, o których w tej sytuacji możemy zapomnieć…

Doprawdy?

W sercu swoim odczuwam wielki smutek i nieprzerwany ból. Wolałbym bowiem sam być pod klątwą [odłączony] od Chrystusa dla [zbawienia] braci moich - pisał święty Paweł. Takiej postawy nie da się wymagać. Ale „krzyżyk na drogę” i zajęcie się swoimi sprawami nie jest postawą chrześcijańską.

Nasi bracia nie mogą nas nie obchodzić. Nawet jeśli nie potrafimy ich zatrzymać, nawet jeśli nie mamy prawa ich zatrzymywać - są przecież wolni - nie możemy o nich zapomnieć. Nigdy.

Myślę, że trudno dziś o wielki plan. O wieloletnią strategię. Ale z pewnością możliwe jest wykonanie jednego, najbliższego kroku naprzód. Czy okaże się trafiony? Pewnie nie w pełni. Pewnie będzie wymagał korekt. Pewnie kolejne kroki nie będą łatwe. Może nawet trzeba będzie się zatrzymać, rozejrzeć, poczekać, może cofnąć odrobinę. Ale nie ma innego sposobu, niż zaufać Bogu i wyruszyć w drogę. W górę.

Ona i tak nas czeka. Pytanie tylko, z jak głębokiej przepaści będziemy wychodzić.


---

Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/joanna-m-kociszewska/message

Trwamy w pandemicznym kotle od ponad roku. Od ponad roku próbujemy prowadzić w miarę normalne życie w nienormalnym czasie. Tkwimy w zawieszeniu, czekając na koniec, po którym powinno przecież znowu być jak wcześniej. Jak zawsze.

Tymczasem najwyższy już czas, by zacząć myśleć, co będzie po pandemii. W jakim świecie się znajdziemy? Jakie będą jego główne problemy? Co możemy zrobić już dziś, z myślą o jutrze?

Te pytania bardzo mocno powinien postawić sobie Kościół: zarówno wspólnota jak i instytucja.

Kiedy kruszą się przyzwyczajenia pojawia się pytanie o sens. Po co to robię? Co to dla mnie znaczy? Czego potrzebuję? A może: czego nie potrzebuję? A może żyjąc po nowemu czuję się lepiej?

Niedawno trafiłam w necie na wpis o treści: Nie świętuję! To znaczy: nie myję okien, nie sprzątam, nie gotuję… itd. Pod wpisem mnóstwo wspierających komentarzy. Święto dla tych ludzi jest męczącym zwyczajem, który właśnie porzucili. Cóż. Porzucaniu męczącego zwyczaju chętnie przyklasnę. Martwi mnie, że nie widzą już pod nim żadnej treści. Żadnego powodu do radości. Sposób świętowania jest rzeczą wtórną, jeśli się wie, co się świętuje.

Nie, to nie pandemia będzie winna, że część ludzi do starych zwyczajów nie wróci. Ona tylko odsłoni pustkę tam, gdzie powinna być radość, nadzieja i wiara.

Może to dobrze, że odsłoni? Może to dobrze, bo pokaże prawdę? Nie tylko prawdę o nich, ale przede wszystkim o nas, którzy podobno wiemy, rozumiemy i wierzymy… Czy w ogóle chce nam się szukać tych, którzy zaginęli? Czy nam na nich zależy? A może bez nich wygodniej? Stawiali przecież trudne pytania, formułowali zarzuty, o których w tej sytuacji możemy zapomnieć…

Doprawdy?

W sercu swoim odczuwam wielki smutek i nieprzerwany ból. Wolałbym bowiem sam być pod klątwą [odłączony] od Chrystusa dla [zbawienia] braci moich - pisał święty Paweł. Takiej postawy nie da się wymagać. Ale „krzyżyk na drogę” i zajęcie się swoimi sprawami nie jest postawą chrześcijańską.

Nasi bracia nie mogą nas nie obchodzić. Nawet jeśli nie potrafimy ich zatrzymać, nawet jeśli nie mamy prawa ich zatrzymywać - są przecież wolni - nie możemy o nich zapomnieć. Nigdy.

Myślę, że trudno dziś o wielki plan. O wieloletnią strategię. Ale z pewnością możliwe jest wykonanie jednego, najbliższego kroku naprzód. Czy okaże się trafiony? Pewnie nie w pełni. Pewnie będzie wymagał korekt. Pewnie kolejne kroki nie będą łatwe. Może nawet trzeba będzie się zatrzymać, rozejrzeć, poczekać, może cofnąć odrobinę. Ale nie ma innego sposobu, niż zaufać Bogu i wyruszyć w drogę. W górę.

Ona i tak nas czeka. Pytanie tylko, z jak głębokiej przepaści będziemy wychodzić.


---

Send in a voice message: https://podcasters.spotify.com/pod/show/joanna-m-kociszewska/message

3 分鐘