27 min

RODK #072 Solo - Zarządzanie zadaniami Rozwój osobisty dla każdego

    • Self-Improvement

Zarządzanie to świadome wykorzystywanie dostępnych narzędzi dla przeprowadzenia działań, które mają doprowadzić do realizacji założonych celów.
Tak w dużym uproszczeniu widzę zarządzanie.

Jesteś bardzo skrupulatny i przeprowadzasz wszystkie te procesy oraz wiele innych towarzyszących. Dużo czasu poświęcasz na analizowanie i planowanie, by możliwie bezbłędnie wykonać zamierzone działania.
Może jesteś nastawiony na działanie, mnie uwagi poświęcasz na procesy przygotowawcze i idziesz na żywioł. Masz świadomość popełnianych błędów i koncentrujesz się na wyciąganiu z nich lekcji na przyszłość.

Nie ma dwóch modeli zarządzania, a raczej ile szkół, tyle modeli.

Nie będę się dziś koncentrował na modelach zarządzania, za to na realnych sposobach ogarniania własnej "kuwety". Własnej ma oznaczać tę prywatną "kuwetę", o której rzadziej powiesz, że nie ogarniasz.
Masz, miałeś lub będziesz miał takie chwile, kiedy ilość spraw spadnie Ci na głowę i przygniecie.

Moja "kuweta" była zwykle dość pusta, szczególnie, czy raczej głównie, ta jej prywatna część i na tej będę się koncentrował. Od czasu, kiedy obudziłem się z wygodnego, korporacyjnego letargu z "kuwety" zaczęło się wysypywać.

Nasunęła mi się na tę okoliczność taka paralela.

Wyobraź sobie piękny słoneczny poranek, kiedy budzisz się wyspany, jak rzadko kiedy. Przeciągasz się i wyglądasz przez okno, zza którego wyraźnie daje się słyszeć śpiew ptaków. To jeden z tych dni, kiedy tak bardzo się chcę, że aż trudno ustać w miejscu. To ten dzień. Zbierałeś się w sobie, żeby wrócić do biegania. To zbieranie się w sobie trwa już kolejny rok, bo zawsze przecież coś lub ktoś stawał ci na drodze.

W oddali spostrzegasz biegnącą w stronę lasu sylwetkę.

Otwierasz szeroko okno, żeby upewnić się, czy tym razem pogoda nie spłata ci figla i nie sponiewiera rodzących się w twojej głowie planów.
Jest pięknie!
Zerowe zachmurzenie, wiaterek delikatny i przyjemny. Energia musi zostać spożytkowana, bo inaczej komuś może stać się krzywda.
Wyciągasz z szafy pierwszy lepszy strój sportowy i lekko zdeptane buty, które też nie mogły się doczekać przewietrzenia.

Powoli ubrałeś się i wychodzisz.

Spoglądasz za siebie, w szczelinę domykających się drzwi, czy aby żaden z domowników nie ma zamiaru cię powstrzymać. Nie, nikt za tobą nie wybiega z okrzykiem - zostań w domu!

Kilka schodów, drzwi klatki w bloku i jesteś. Czujesz się świetnie! Pierwsze 100 metrów i nadal ci się chce. Pół kilometra, a ty nadal masz uśmiech na twarzy. Mówisz sobie, że po takiej przerwie to maksymalnie trzy kilometry i do domku. Kiedy się zorientowałeś, że mija 5 kilometr, dotarło do Ciebie, że już przesadziłeś. Nie dość, że miało się skończyć na krótszym dystansie, to przed tobą taka sama trasa, żeby wrócić do domu. Ta myśl odebrała ci energie, ale przecież nie poddasz się i nie zadzwonisz po taksówkę. Nie to, że nie chcesz, nie możesz, bo nie zabrałeś telefonu. Ta euforia o poranku wyłączyła trzeźwy osąd sytuacji.

Dałeś radę. Ledwo, ale o własnych siłach wróciłeś do miejsca, skąd wyruszyłeś. Zmaltretowany, pozbawiony energii i jakichkolwiek sił, jesteś tam, gdzie czujesz się najbardziej bezpieczny.

Następnego dnia nie jesteś w stanie podnieść się z łóżka, a dwa dni później jesteś skłonny zadzwonić na pogotowie.

To scenariusz, który może nie jest ci obcy, a z pewnością jest bardzo wiarygodny i zarazem prawdopodobny.

Miałem tak...

Jednak moje przebudzenie nie nastąpiło o poranku i nie skończyło się na przeciągniętej, porannej przebieżce.

Pewnego dnia dotarło do mnie, że nic ze sobą nie robię. Wstawałem rano i wychodziłem do pracy, choć czasem problemem było znalezienie rano dostatecznej motywacji i energii, żeby dotrzeć do pracy. Takie sytuacje zdarzają się i warto wie

Zarządzanie to świadome wykorzystywanie dostępnych narzędzi dla przeprowadzenia działań, które mają doprowadzić do realizacji założonych celów.
Tak w dużym uproszczeniu widzę zarządzanie.

Jesteś bardzo skrupulatny i przeprowadzasz wszystkie te procesy oraz wiele innych towarzyszących. Dużo czasu poświęcasz na analizowanie i planowanie, by możliwie bezbłędnie wykonać zamierzone działania.
Może jesteś nastawiony na działanie, mnie uwagi poświęcasz na procesy przygotowawcze i idziesz na żywioł. Masz świadomość popełnianych błędów i koncentrujesz się na wyciąganiu z nich lekcji na przyszłość.

Nie ma dwóch modeli zarządzania, a raczej ile szkół, tyle modeli.

Nie będę się dziś koncentrował na modelach zarządzania, za to na realnych sposobach ogarniania własnej "kuwety". Własnej ma oznaczać tę prywatną "kuwetę", o której rzadziej powiesz, że nie ogarniasz.
Masz, miałeś lub będziesz miał takie chwile, kiedy ilość spraw spadnie Ci na głowę i przygniecie.

Moja "kuweta" była zwykle dość pusta, szczególnie, czy raczej głównie, ta jej prywatna część i na tej będę się koncentrował. Od czasu, kiedy obudziłem się z wygodnego, korporacyjnego letargu z "kuwety" zaczęło się wysypywać.

Nasunęła mi się na tę okoliczność taka paralela.

Wyobraź sobie piękny słoneczny poranek, kiedy budzisz się wyspany, jak rzadko kiedy. Przeciągasz się i wyglądasz przez okno, zza którego wyraźnie daje się słyszeć śpiew ptaków. To jeden z tych dni, kiedy tak bardzo się chcę, że aż trudno ustać w miejscu. To ten dzień. Zbierałeś się w sobie, żeby wrócić do biegania. To zbieranie się w sobie trwa już kolejny rok, bo zawsze przecież coś lub ktoś stawał ci na drodze.

W oddali spostrzegasz biegnącą w stronę lasu sylwetkę.

Otwierasz szeroko okno, żeby upewnić się, czy tym razem pogoda nie spłata ci figla i nie sponiewiera rodzących się w twojej głowie planów.
Jest pięknie!
Zerowe zachmurzenie, wiaterek delikatny i przyjemny. Energia musi zostać spożytkowana, bo inaczej komuś może stać się krzywda.
Wyciągasz z szafy pierwszy lepszy strój sportowy i lekko zdeptane buty, które też nie mogły się doczekać przewietrzenia.

Powoli ubrałeś się i wychodzisz.

Spoglądasz za siebie, w szczelinę domykających się drzwi, czy aby żaden z domowników nie ma zamiaru cię powstrzymać. Nie, nikt za tobą nie wybiega z okrzykiem - zostań w domu!

Kilka schodów, drzwi klatki w bloku i jesteś. Czujesz się świetnie! Pierwsze 100 metrów i nadal ci się chce. Pół kilometra, a ty nadal masz uśmiech na twarzy. Mówisz sobie, że po takiej przerwie to maksymalnie trzy kilometry i do domku. Kiedy się zorientowałeś, że mija 5 kilometr, dotarło do Ciebie, że już przesadziłeś. Nie dość, że miało się skończyć na krótszym dystansie, to przed tobą taka sama trasa, żeby wrócić do domu. Ta myśl odebrała ci energie, ale przecież nie poddasz się i nie zadzwonisz po taksówkę. Nie to, że nie chcesz, nie możesz, bo nie zabrałeś telefonu. Ta euforia o poranku wyłączyła trzeźwy osąd sytuacji.

Dałeś radę. Ledwo, ale o własnych siłach wróciłeś do miejsca, skąd wyruszyłeś. Zmaltretowany, pozbawiony energii i jakichkolwiek sił, jesteś tam, gdzie czujesz się najbardziej bezpieczny.

Następnego dnia nie jesteś w stanie podnieść się z łóżka, a dwa dni później jesteś skłonny zadzwonić na pogotowie.

To scenariusz, który może nie jest ci obcy, a z pewnością jest bardzo wiarygodny i zarazem prawdopodobny.

Miałem tak...

Jednak moje przebudzenie nie nastąpiło o poranku i nie skończyło się na przeciągniętej, porannej przebieżce.

Pewnego dnia dotarło do mnie, że nic ze sobą nie robię. Wstawałem rano i wychodziłem do pracy, choć czasem problemem było znalezienie rano dostatecznej motywacji i energii, żeby dotrzeć do pracy. Takie sytuacje zdarzają się i warto wie

27 min